piątek, 14 sierpnia 2015

Epilog

Kilka lat później...




           Obserwowałem wyspę od kilku minut zupełnie jakbym widział ją po raz pierwszy. Otoczona lekką mgłą, przez którą przebijało się światło słoneczne. Nad zieloną wysepką widniała również podwójna tęcza, która wyglądała niesamowicie. Wziąłem głęboki wdech. Świeże a zarazem ostre, północne powietrze dostało się do moich płuc, powodując dreszcze na całym ciele. Uwielbiałem to uczucie: powiew wolności. To, czego od dawna mi brakowało.  Miałem ochotę krzyczeć, nie zważając na nic. Poczuć się znów jako nastolatek z ogromną wyobraźnią i głową zawsze w chmurach. Nigdy nie spodziewałem się, że moje życie się tak diametralnie się zmieni…
           Od śmierci mojego ojca minęło dziewięć lat. Codziennie wspominam go w myślach, często spoglądam w stronę wielkiego pomnika stworzonego na jego cześć. Był wielkim i wspaniałym wodzem, ale to dla mnie to się nie liczyło. Liczyła się jego miłość do mnie, choć niezbyt często to okazywał. Jednak ja zawsze czułem, że Stoikowi zależy na mnie…
Do dziś śni mi się jego śmierć. Zginął za mnie. A raczej za moją głupotę… Gdybym został, nigdzie nie poleciał… Teraz byłby z nami, ale za to nigdy nie poznałbym mamy. Może taka jest wola Odyna? Kiedyś się dowiem.
          Szczerbatek poruszył się nagle, przypominając, że on też tu jest. Nocna Furia spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. Szczerbatek jest ze mną już prawie piętnaście lat. Przeszyliśmy wszystkie burze i sztormy, te ostre i te łagodne. Wiem, że zostanie ze mną już na zawsze, choć boli mnie to, że nie znaleźliśmy drugiej Nocnej Furii. Mordka miałby w końcu rodzinę. „ Ty jesteś jego rodziną”- odparła Astrid, kiedy rozmawialiśmy na ten temat. Po części miała rację, jednak ja czułem smutek, patrząc jak mój smok obserwuje niebo. Wiem, o czym myślał. O rodzinie, o innych z jego gatunku, o tym, że nie zdąży poznać swoją połówkę…
           Poklepałem Szczerba po jego chropowatej skórze, tuż za  uchem. Smok zamruczał zadowolony, a ja się zaśmiałem. Po chwili postanowiliśmy wrócić do domu, gdzie na pewno czekają na  nas z kolacją. Wracając powoli, obserwowałem pracujących wikingów. Niektórzy kończyli pracę, ale inni nadal zajmowali się swoimi sprawami. Na przykład Pyskacz. Przybyło mu już dużo siwych włosów, za to zrzucił kilka kilogramów. Jedne, co się nie zmieniło, to jego charakter. Nie wyparzony język, dziwne poczucie humoru, ale i też złote serce. Zawsze mi pomagał, choćby doradzał w kwestii relacji ojcowsko- synowskiej. Mimo że sam nie posiadał dzieci. Traktowałem go jak drugiego ojca, w końcu to dzięki niemu potrafię wyrabiać broń, z jego pomocą stworzyłem stroje do latania, ogony dla Szczerbatka, biżuterię dla mojej ukochanej oraz dla mamy.
          Zsiadłem ze smoka i rozejrzałem się wokół. Było dość zimno, ale przywykłem do mrozu, w końcu mieszkałem na północy. Zauważyłem Sączysmarka, który szedł wraz ze Szpadką. Są małżeństwem od półtora roku i dotąd Sączysmark nadal żyje, choć Mieczyk dał mu miesiąc życia. Podniosłem rękę w geście pozdrowienia ich. Jeźdźcy uśmiechnęli się radośnie po czym weszli do domu. Zastanawiałem się, czy Mieczykowi nie brakuje siostry, w końcu wszystko robili razem. Tylko że każdy dorósł. Już nie jesteśmy nastolatkami biegającymi za rozjuszonymi smokami.  I szczerze za tym tęsknię. Za odkrywaniem nowych lądów, smoków, za akademią oraz za smoczą krawędzią. Teraz nasza dawna wyspa została przygarnięta przez  dzieciaki z Berk, które lubią tam się bawić. Niektórzy szkolą się na prawdziwych smoczych jeźdźców, inni biorą lekcję u Pyskacza, Gothi czy Valki.
          Każdy ma tu zajęcie. Śledzik uczy historii naszej wyspy oraz podstawy latania na smoku, Sączysmark zajął się szkoleniem na wojowników, w razie ataku innych  plemion potrafimy się bronić także bez smoków, Mieczyk i Szpadka uczą więzi oraz co robić, kiedy dziki smok zaatakuje, Astrid uczy dzieci ekstremalnego latania oraz sztuczek, które można wykonać ze skrzydlatym przyjacielem. Ja zajmuję się wyspą, sprawami politycznymi oraz tego typu rzeczami. Czasami mam tego dosyć, ale przyrzekłem mojemu ojcu, że będę godnie zajmował się ludem. I obietnicy dotrzymam.
          Nawet z daleka zauważyłem mój dom, który znajdował się na górce. Specjalnie wybrałem to miejsce, żeby mieć dobry widok  na wyspę oraz ocean. Szedłem pieszo w kierunku drewnianej chaty. Zerknąłem na dwa malowidła znajdujące się nad drzwiami. Przedstawiały one kształt Nocnej Furii oraz Śmiertnika Zębacza, smoka mojej ukochanej. Cicho wszedłem do domu. Jak zawsze w pomieszczeniu unosił się zapach lawendy. Mój dom był nieco większy niż pozostałe. Po środku znajdował się drewniany stół ze zdobionymi nogami, koło paleniska leżały futra, a po prawej stronie były postawione szafki. Astrid uwielbiała gotować, dlatego blaty zawsze były pełne ziół, przypraw, różnych rzeczy, których nawet nie znałem. Jej umiejętności kulinarne się poprawiły, zapewne dzięki lekcjom jej mamy- Eiry. Niestety zmarła dwa lata temu. Astrid ciężko to przeżyła, była bardzo zżyta ze swoją mamą. Z czasem powracała do siebie, ale zawsze wiem, kiedy myśli o swojej mamie. Mam tak samo.
Jeżeli chodzi o mnie i Astrid… Cóż, pobraliśmy się mając dwadzieścia cztery lata. Pamiętam do dziś nasze rozstanie. Mieliśmy dziewiętnaście lat. Za bardzo za nią tęskniłem, by pozwolić jej odejść. Bez niej moje życie nie było by tak kolorowe.
- Cześć, skarbie- przywitałem się całusem w policzek. Astrid odwróciła się i zarzuciła mi ręce na szyję, trzymając w ręku drewnianą łyżkę.  Poczułem na swoich wargach  jej ciepłe usta i rozpłynąłem się. Przycisnąłem ją do siebie, nie pozostawiając miejsca między naszymi ciałami.
- Wydaje mi się, że jesteś niższa- powiedziałem, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Moja żona uśmiechnęła się szeroko.
- To ty jesteś wyższy- odparła i odwróciła się, żeby przewrócić dorsza na drugą stronę. Usiadłem przy stole i zacząłem przeglądać papiery. Zerknąłem na blondynkę. As tak bardzo się zmieniła. Nie miała już warkocza, włosy spinała w koka, grzywkę jednak pozostawiła na lewej stornie czoła. Miała na sobie turkusową bluzkę i czarne spodnie sięgające do kolan. Stała się piękną kobietą. A ja nadal się zastanawiałem, dlaczego wybrała akurat mnie. Tłumaczyła, że jestem inny. Jedyny w swoim rodzaju. Dlatego się we mnie zakochała.

- Gdzie Valka?-Zapytała, kładąc na stół sałatkę z kurczakiem. 
- Pewnie zaraz przyjdzie- odparłem. Po chwili posprzątałem stół z dokumentów i poszedłem na górę się przebrać. W sypialny wisiały obrazy przedstawiające dosłownie wszystko: Berk, widzianą z lotu ptaka, jej krajobrazy, smoki (głównie Szczerbatka), a nawet mój rysunek przedstawiający smoczych jeźdźców. Narysowałem go w dniu otwarcia Akademii. Przejechałem ręką po papierze. Po raz kolejny poczułem tęsknotę za... dawnymi czasami.  Kiedy mieliśmy po piętnaście lat. Z westchnieniem odłożyłem malowidło na komodę po czym wyciągnąłem z niej czerwoną  koszulę. Założyłem ją, a następnie schowałem kostium do szafy. Usłyszałem otwierające się drzwi i głos mojej mamy i Astrid. 
- Cześć, mamo!- Powiedziałem z uśmiechem i podszedłem do niej aby się przywitać. I nie tylko z nią.- Cześć, mały! Stęskniłeś się za tatą?- Wziąłem chłopca na ręce i ucałowałem go w policzek. Mały zaśmiał się, choć miał niecały roczek. Valka pomogła Astrid w dokończeniu kolacji, podczas gdy ja zajmowałem się moim małym synkiem. Posadziłem go na furach i podałem ulubione klocki i misia przedstawiającego Śmertnika Zębacza. Tak, to jest ta sama maskotka, którą uszyła mi mama kiedy to ja byłem małym brzdącem. Szczerbatek w podskokach dołączył do nas i polizał małego. Chłopczyk wziął w swoje małe rączki pysk Nocnej Furii i zaczął niedbale głaskać jej łuski.  Byłem przeszczęśliwy, widząc moją rodzinę tak radosną. Po niecałych pięciu minutach wszedł Saw, tata Astrid. Przywitał się z domownikami i podszedł do wnuka.  
- Cześć, Stoik!-Prawie krzyknął dziadek.Uniósł go do góry, a mały tylko się śmiał.- Powiesz, co słychać?- Zapytał Saw, nie kryjąc radości. Stoik wpatrywał się tylko w posiwiałego wikinga. Mówił tylko pojedyncze słowa. 
- Nie?- Zapytał, udając zdziwienie.- No trudno. 
- Kolacja gotowa- powiedziała Valka i postawiła dzbanek gorącej, jeszcze parującej herbaty. Saw oddał Stoika w ręce Astrid. Chłopiec był uderzająco podobny do mnie, ale oczy miał po mamie. jak ocean. Blondynka nakarmiła synka i położyła go spać do kołyski, którą wykonałem. Kiedy się dowiedziałem, że zostanę tatą, skakałem z radości. Byłem tak szczęśliwy, że od razu powiedziałem o tym wszystkim w wiosce. A wtedy Mieczyk i Szpadka założyli się, jakiej płci będzie dziecko. Mieczyk stawiał na dziewczynkę, a Szpadka na chłopca. Przegrany sprzątał miesiąc odchody wszystkich smoków jeźdźców Berk...
            Kolacja była wspaniała. Nie dlatego, że potrawy były zjadliwe, ale dlatego, że wszyscy tu byli, wszyscy, których kocham. Brakowało tylko mojego taty i Eiry. Stoik zaczął płakać, więc wziąłem go na ręce. Kołysałem go, aż usnął ponownie. Jednak nie położyłem  go do kołyski. Trzymałem w ramionach mój mały świat, mojego synka. Obiecałem, że będę dla niego wspaniałym ojcem. Gdy wszyscy już wyszli, wraz z Astrid i Stoikem weszliśmy na górę. Mały spał przytulony do mojej klatki piersiowej, a Astrid wpatrywała się w naszą dwójkę. Spojrzałem na nią i uniosłem brew.
-Co?-Szepnąłem, żeby nie budzić małego. Blondynka wzruszyła ramionami, nie uciekając wzrokiem.
- Jesteś wspaniałym tatą- powiedziała i usiadła koło mnie, przytulając się do mojego ramienia. Zauważyłem, że trzyma w ręce jej portret, kiedy była w siódmym miesiącu ciąży. Wtedy rysowałem znacznie więcej. Wyglądała wtedy jak bogini. Ciągle uśmiechnięta, promieniała szczęściem. Objąłem ją wolnym ramieniem i ucałowałem w czoło. Już wiem, dlaczego jestem tak dobrym wodzem. Mam wokół ludzi, których kocham i którzy kochają mnie. To dzięki nim jestem taki jaki jestem. Jedyny w swoim rodzaju.