Żeby odreagować, Astrid poleciała do lasu, aby wyżyć się na
drzewach. Rzuciła mocno w pień wielkiego dęba z trudem wyciągając go z
powrotem. Nie miała za złe ojcu, który najwidoczniej nie chce pogodzić się z
przeszłością, ale nie rozumiała dlaczego nie chce. Przecież odcięcie się od
okrutnych wydarzeń sprzed lat to jedyne wyjście aby poczuć się wolnym i
szczęśliwym.
Pot spływał po jej czerwonej od wysiłku twarzy. Topór
wydawał się coraz cięższy ale nie przestawała. Kilka mniejszych drzew zostały
zniszczone przez wściekłą wojowniczkę. Kiedyś robiła to częściej, ale z czasem
gdy spotykała się z Czkawką zrozumiała, że złe emocje nigdy nie mogą zapanować
nad nią. Ale nie tym razem. Mimo że szatyn odmienił ją ona nadal pozostanie
nieustraszoną wojowniczką z rodziny Hoffersonów.
Nagle coś się poruszyło. Dziewczyna ukucnęła i dokładnie
rozejrzała się wokół. Niczego nie dostrzegła, Wichura także. Zaciskając topór
ruszyła naprzód. Obawiając się, że mógł być to wróg uniosła broń w gotowości do
walki. Po kilkunastu krokach zrezygnowała. Tłumaczyła się, że to halucynacje
słuchowe od nieprzespanej nocy. Wichura niespokojnie poderwała się i podeszła
bliżej swej pani.
- Coś tu jest- Mruknęła, widząc reakcję smoczycy.- Wichurka,
idziemy.- Poleciła przyjaciółce i we dwie ruszyły ku szelestowi. Usłyszała
przeraźliwy ryk a po chwili coś się na nią rzuciło. Śmiertnik nie czekał długo,
od razu rzucił się na pomoc. Dziewczyna trzymając się za skaleczoną dłoń,
krzyknęła za swoim smokiem. Wichura chwyciła blondwłosą w pysk i odfrunęła.
Czerwony smok ryknął donośnie, lecz nie ruszył w pogoń. Astrid jeszcze raz
obejrzała się za siebie. Gad zniknął.
Czkawka siedział przy Smoczej Księdze i uzupełniał wpisy na
temat koszmarów ponocników., gdy usłyszał mocne pukanie do drzwi. Zmarszczył
czoło i szybkim krokiem podszedł do drzwi.
- Na Thora, co się stało?!- Krzyknął przerażony, zauważywszy
Astrid z krwawiącą dłonią. Chwycił ją za ramię i zaprowadził do środka.
Szczerbatek poderwał się do nich i wielkimi oczymy przypatrywał się blondynce.
Dziewczyna zignorował pytanie i za pomocą Czkawki usiadła na drewnianym fotelu.
- Ał!-Syknęła gdy chłopak obmywał ranę wodą.
- Jak to się stało?
- Byłam w lesie…nagle coś na mnie skoczyło. To był smok, ale
nie mam pojęcia jaki. To chyba nowy gatunek. Ał!- Krzyknęła głośniej.
-
Przepraszam-Popatrzył na głęboka ranę dłoni. Zdjął rękawiczkę blondynki,
a widok jeszcze bardziej go przeraził. Wokół długiej szramy zaczął pojawiać się
granatowy kolor.- Szczerbatek, podaj ręcznik.- Smok skocznym krokiem chwycił w
pysk wiszący nad ogniskiem biały materiał. Szatyn owinął rękę Astrid i zawiązał
sznurkiem aby opatrunek aby nie ześlizgiwał się.
- Strasznie piecze…- Powiedziała cicho.
- Jeżeli nie przejdzie, pójdziemy do Gothi. To wygląda
okropnie.- Dziewczyna machnęła zdrową ręką jakby odganiała muchę.
- Miałam gorsze przypadki.- Uśmiechnęła się słabo.
- Wiesz, że mogło wdać się zakażenie?- Chłopak zaczynał się
martwić ciemnym kolorem wokół rany.
Astrid przewróciła oczami, ale schlebiało jej to, że Czkawka martwi się
o nią.
- To nic wielkiego, ale pójdę do Gothi z samego rana,
obiecuję.- Chłopak podniósł brew. Myślał, że Astrid zacznie się z nim kłócić.
Spojrzał na lekko zakrwawiony ręcznik, po czym odchrząknął.
- Możesz opisać tego smoka?- Dziewczyna spuściła głowę,
jakby w ten sposób próbowała przypomnieć sobie o ataku wielkiego gada.
- Był czerwony, miał łuski jak zmiennoskrzydłe, ale on był
inny. Podobny- Przerwała na chwilę i nadal szukała w pamięci więcej
szczegółów.- Miał dziwne oczy, całe czarne
i takie puste…A jego ryk ogłuszał. Gdyby nie Wichurka byłoby gorzej.
- Nie przypominam sobie żadnego smoka o takim wyglądzie. Dziwne…- Czkawka podszedł
do stołu, gdzie jeszcze przed chwilą uzupełniał Księgę. Zaczął przeglądać ją na
nowo, każdą kartkę dokładnie przejrzał, ale niczego nie znalazł. Zatrzymał się
na stronie poświęconej zmiennoskrzydłym.
Astrid podeszła do chłopaka.
- Nie, to nie był zmiennoskrzydły. Był znacznie większy…i
potężniejszy.- Choć pokochała smoki ten okaz wydawał się jej groźniejszy od szeptozgona,
a nawet od krzykozgona. A co najważniejsze stwarzał niebezpieczeństwo dla
mieszkańców.
- Czyli to nowy gatunek…- Zamyślił się i odłożył Księgę.
Astrid tylko przytaknęła, patrząc przestraszonymi oczami na Czkawkę.- Zajmiemy
się tym jutro. A teraz odprowadzę cię do domu. Oby ten potwór nie zaatakował
wioski…
Akademia wyglądała coraz lepiej, mimo że był to pierwszy
dzień odbudowy. Za pomocą smoków wszystko idzie sprawniej. Lekcje smoczych
jeźdźców odbywały się w najbliższym lesie. Chcąc nie chcąc musieli słuchać się
zastępczego wodza.
Późnym popołudniem cała szóstka poszła do lasu, aby odszukać
tajemniczego smoka. Astrid i Czkawka nie
powiedzieli w jakim celu tam idą, wiedzieli jaka będzie reakcja, a każda pomoc
się przyda. Chłopak spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy, nie zapominając
o traczy.
Szli powoli bacznie obserwując każdy zakątek lasu. Jedynie
bliźniaki nie przejmowali się niczym i tukli siebie nawzajem.
- Możecie w końcu przestać?- Powiedział zirytowany Czkawka.-
Nie jesteśmy tu dla rozrywki.
- Wiesz, Czkawka, nie powiedziałeś nam dlaczego tu jesteśmy…-zaczął
Śledzik. Chłopak podrapał się zakłopotany po karku.
- Szukamy…eee…nowych gniazd…-powiedział tak cicho jak było
to możliwe. Przyjaciel zmarszczył czoło, przypominając sobie, że nigdy
wcześniej nie szukali żadnych smoczych leży.
-Aha, no to wszystko jasne.-odparł i uśmiechnął się pod
nosem.
Czkawka ukradkiem zerkał na Astrid. Była dziwnie spokojna,
jakby nie obchodziło jej to, że na Berk pojawił się nowy, bardzo groźny i
nieznany smok. Szła równo z Wichurą i ewidentnie o czymś rozmyślała. Chłopak
spojrzał na jej rękę. Nadal krwawiła.
Zamyślił się tak bardzo, że nie zauważył korzenia drzewa.
Potknął się i spadł prosto na stromą górę. Stoczył się kilkanaście metrów, a
gdyby nie Szczerbatek uderzyłby głową o skałę. Trzymając się za głowę, wstał
powoli, a po pewnym czasie dobiegli pozostali.
- Nic ci nie jest?-zapytała Astrid.
- W porządku.- Uśmiechnął się i pogłaskał w podziękowaniu swojego
smoka.
- Ej, kolego, to chyba…- Zaczął Mieczyk, ale przerwał mu
Sączysmark drząc się w niebogłosy.
- Zmiennoskrzydły! Ognia, Hakokieł!- nakazał smokowi a po
chwili ukazał się kula ognia, która trafiła w drzewo. Nie czekając ani chwili
dłużej, jeźdźcy wsiedli na smoki i poderwali siędo góry.
- Nie widzę ich!-krzyknął Mieczyk.
- Może dlatego, że to są niewidzialne?- rzucił z sarkazmem
Szpadka.
- Być może dlatego.-odparł całkiem poważnie bliźniak.
Astrid rozglądała się nerwowo za smokiem. Serce zaczęło
szybciej bić, a rana coraz bardziej szczypać, jednak nie zwracała na to uwagi.
- Spokojnie, zaraz się pojawi…- powiedział Czkawka. Chłopak się
nie mylił. Gdy smoki zaczęły warczeć i przygotowywać się do ataku, z lasu
wyłoniły się plujące kwasem smoki. Jak szalone rzuciły się na jeźdźców. Na
szczęście było ich zaledwie trzech. Jeden z nich rzucił się na Jota i Wyma,
plując kwasem w ogon. Smok zawył z bólu i wściekle zaatakował. Hakokieł ruszył
na pomoc, strzelił ogniem, powalając zmiennoskrzydłego na ziemię.
- Śledzik, leć po smoczy korzeń!- Krzyknął Czkawka. Otyłemu
chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Sztukamięs błyskawicznie
zawróciła, a po kilku minutach wróciła z korzeniem w paszczy. Tymczasem reszta jeźdźców
trzymała swoje pupile trzymała dystans, mieli już dość rozwścieczonych smoków.
- Już niedługo, Sztusia.- Gronkiel leciał szybciej niż kiedykolwiek,
a Śledzik z przerażeniem obracał się do tyłu. Zmiennoskrzydłe były bardzo
blisko. Po kilku minutach jednego z najgorzszych lotów w życiu, smoczyca
puściła korzeń do ocenau tuż przy wyspie groźnych gadów.
- No to mamy ich z głowy.- Odparł chłopak i pogłaskał
Księżnisię.
Gdy dotarli na miejsce budowy Akademii rozmawiali o
dzisiejszym ataku. Musieli mieć się na baczności, ponieważ nie byli pewni czy inne
smoki nie zaatakują Berk. Czkawka odetchnął z ulgą, gdy tylko przypomniał
sobie, że jego ojciec już jutro będzie w domu. Po dziesięciu minutach rozmowy,
nastolatkowie rozeszli się do domów.
- To nie był zmiennoskrzydły.- Powiedziała Astrid gdy wolnym
krokiem szła z Czkawką do domu. Chłopak wzruszył ramionami.
- Może jednak ci się przewidziało. Sama powiedziałaś, że ten
smok jest podobny, no i było ciemno.
- Nie-Odparła stanowczo.-Takiego okropnego smoka się nie
zapomina.
- Cóż…będziemy szukać- Powiedział spokojnie. Nie zbyt
wierzył Astrid. Przecież była noc, a na dodatek ten „nowy” smok jest identyczny
to plujących kwasem. Był przekonany, że Astrid widziała zmiennoskrzydłego.
Spojrzał na nią. Ona również się nad tym zastanawiała.- Dobrze się czujesz?-
Dziewczyna była rozpalona i ciężko oddychała, jakby walczyła o tlen.
- Jestem zmęczona-odparła- to do zobaczenia jutro.-
Pocałowała go w policzek i szybkim krokiem wślizgnęła się do domu.
-------------------------------------------------------------
I jak wyszło? Szczerze, to nie jestem zadowolona. Ten rozdział jest jakoś zagmatwany i dziwny, ale dodałam bo szkoda było usuwać, a nuż widelec się spodoba :). Pozdrawiam czytelników :D
Jestem ciekawa, co tam wymyślisz. :D W sumie Czkawka ma racje, ale ciekawie by było, gdyby jednak tajemniczy smok okazał się nowym gatunkiem. Kto wie, może zaatakuje Berk? A Astrid... Czyżby wdało jej się zakażenie? D: Pisaj szybko bom ciekawa :3
OdpowiedzUsuńpozdrowionka! ~
Zakażenie to czysta improwizacja. Rozdział miałam zaplanowany już dawno ale zmienilam wszystko. A co do tego ataku smoków to niespodzianka :) I cieszę się, że kogoś to zainteresowało c:
OdpowiedzUsuń