środa, 4 lutego 2015

Rozdział 4

Żeby odreagować, Astrid poleciała do lasu, aby wyżyć się na drzewach. Rzuciła mocno w pień wielkiego dęba z trudem wyciągając go z powrotem. Nie miała za złe ojcu, który najwidoczniej nie chce pogodzić się z przeszłością, ale nie rozumiała dlaczego nie chce. Przecież odcięcie się od okrutnych wydarzeń sprzed lat to jedyne wyjście aby poczuć się wolnym i szczęśliwym.
Pot spływał po jej czerwonej od wysiłku twarzy. Topór wydawał się coraz cięższy ale nie przestawała. Kilka mniejszych drzew zostały zniszczone przez wściekłą wojowniczkę. Kiedyś robiła to częściej, ale z czasem gdy spotykała się z Czkawką zrozumiała, że złe emocje nigdy nie mogą zapanować nad nią. Ale nie tym razem. Mimo że szatyn odmienił ją ona nadal pozostanie nieustraszoną wojowniczką z rodziny Hoffersonów.
Nagle coś się poruszyło. Dziewczyna ukucnęła i dokładnie rozejrzała się wokół. Niczego nie dostrzegła, Wichura także. Zaciskając topór ruszyła naprzód. Obawiając się, że mógł być to wróg uniosła broń w gotowości do walki. Po kilkunastu krokach zrezygnowała. Tłumaczyła się, że to halucynacje słuchowe od nieprzespanej nocy. Wichura niespokojnie poderwała się i podeszła bliżej swej pani.
- Coś tu jest- Mruknęła, widząc reakcję smoczycy.- Wichurka, idziemy.- Poleciła przyjaciółce i we dwie ruszyły ku szelestowi. Usłyszała przeraźliwy ryk a po chwili coś się na nią rzuciło. Śmiertnik nie czekał długo, od razu rzucił się na pomoc. Dziewczyna trzymając się za skaleczoną dłoń, krzyknęła za swoim smokiem. Wichura chwyciła blondwłosą w pysk i odfrunęła. Czerwony smok ryknął donośnie, lecz nie ruszył w pogoń. Astrid jeszcze raz obejrzała się za siebie. Gad zniknął.
Czkawka siedział przy Smoczej Księdze i uzupełniał wpisy na temat koszmarów ponocników., gdy usłyszał mocne pukanie do drzwi. Zmarszczył czoło i szybkim krokiem podszedł do drzwi.
- Na Thora, co się stało?!- Krzyknął przerażony, zauważywszy Astrid z krwawiącą dłonią. Chwycił ją za ramię i zaprowadził do środka. Szczerbatek poderwał się do nich i wielkimi oczymy przypatrywał się blondynce. Dziewczyna zignorował pytanie i za pomocą Czkawki usiadła na drewnianym  fotelu.
- Ał!-Syknęła gdy chłopak obmywał ranę wodą.
- Jak to się stało?
- Byłam w lesie…nagle coś na mnie skoczyło. To był smok, ale nie mam pojęcia jaki. To chyba nowy gatunek. Ał!- Krzyknęła głośniej.
-  Przepraszam-Popatrzył na głęboka ranę dłoni. Zdjął rękawiczkę blondynki, a widok jeszcze bardziej go przeraził. Wokół długiej szramy zaczął pojawiać się granatowy kolor.- Szczerbatek, podaj ręcznik.- Smok skocznym krokiem chwycił w pysk wiszący nad ogniskiem biały materiał. Szatyn owinął rękę Astrid i zawiązał sznurkiem aby opatrunek aby nie ześlizgiwał się.
- Strasznie piecze…- Powiedziała cicho.
- Jeżeli nie przejdzie, pójdziemy do Gothi. To wygląda okropnie.- Dziewczyna machnęła zdrową ręką jakby odganiała muchę.
- Miałam gorsze przypadki.- Uśmiechnęła się słabo.
- Wiesz, że mogło wdać się zakażenie?- Chłopak zaczynał się martwić ciemnym kolorem wokół rany.  Astrid przewróciła oczami, ale schlebiało jej to, że Czkawka martwi się o nią.
- To nic wielkiego, ale pójdę do Gothi z samego rana, obiecuję.- Chłopak podniósł brew. Myślał, że Astrid zacznie się z nim kłócić. Spojrzał na lekko zakrwawiony ręcznik, po czym odchrząknął.
- Możesz opisać tego smoka?- Dziewczyna spuściła głowę, jakby w ten sposób próbowała przypomnieć sobie o ataku wielkiego gada.
- Był czerwony, miał łuski jak zmiennoskrzydłe, ale on był inny. Podobny- Przerwała na chwilę i nadal szukała w pamięci więcej szczegółów.- Miał dziwne oczy, całe czarne  i takie puste…A jego ryk ogłuszał. Gdyby nie Wichurka byłoby gorzej.
- Nie przypominam sobie żadnego smoka  o takim wyglądzie. Dziwne…- Czkawka podszedł do stołu, gdzie jeszcze przed chwilą uzupełniał Księgę. Zaczął przeglądać ją na nowo, każdą kartkę dokładnie przejrzał, ale niczego nie znalazł. Zatrzymał się na stronie poświęconej zmiennoskrzydłym.  Astrid podeszła do chłopaka.
- Nie, to nie był zmiennoskrzydły. Był znacznie większy…i potężniejszy.- Choć pokochała smoki ten okaz wydawał się jej groźniejszy od szeptozgona, a nawet od krzykozgona. A co najważniejsze stwarzał niebezpieczeństwo dla mieszkańców.
- Czyli to nowy gatunek…- Zamyślił się i odłożył Księgę. Astrid tylko przytaknęła, patrząc przestraszonymi oczami na Czkawkę.- Zajmiemy się tym jutro. A teraz odprowadzę cię do domu. Oby ten potwór nie zaatakował wioski…
Akademia wyglądała coraz lepiej, mimo że był to pierwszy dzień odbudowy. Za pomocą smoków wszystko idzie sprawniej. Lekcje smoczych jeźdźców odbywały się w najbliższym lesie. Chcąc nie chcąc musieli słuchać się zastępczego wodza.
Późnym popołudniem cała szóstka poszła do lasu, aby odszukać tajemniczego smoka.  Astrid i Czkawka nie powiedzieli w jakim celu tam idą, wiedzieli jaka będzie reakcja, a każda pomoc się przyda. Chłopak spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy, nie zapominając o traczy.
Szli powoli bacznie obserwując każdy zakątek lasu. Jedynie bliźniaki nie przejmowali się niczym i tukli siebie nawzajem.
- Możecie w końcu przestać?- Powiedział zirytowany Czkawka.- Nie jesteśmy tu dla rozrywki.
- Wiesz, Czkawka, nie powiedziałeś nam dlaczego tu jesteśmy…-zaczął Śledzik. Chłopak podrapał się zakłopotany po karku.
- Szukamy…eee…nowych gniazd…-powiedział tak cicho jak było to możliwe. Przyjaciel zmarszczył czoło, przypominając sobie, że nigdy wcześniej nie szukali żadnych smoczych leży.
-Aha, no to wszystko jasne.-odparł i uśmiechnął się pod nosem.
Czkawka ukradkiem zerkał na Astrid. Była dziwnie spokojna, jakby nie obchodziło jej to, że na Berk pojawił się nowy, bardzo groźny i nieznany smok. Szła równo z Wichurą i ewidentnie o czymś rozmyślała. Chłopak spojrzał na jej rękę. Nadal krwawiła.
Zamyślił się tak bardzo, że nie zauważył korzenia drzewa. Potknął się i spadł prosto na stromą górę. Stoczył się kilkanaście metrów, a gdyby nie Szczerbatek uderzyłby głową o skałę. Trzymając się za głowę, wstał powoli, a po pewnym czasie dobiegli pozostali.
- Nic ci nie jest?-zapytała Astrid.
- W porządku.- Uśmiechnął się i pogłaskał w podziękowaniu swojego smoka.
- Ej, kolego, to chyba…- Zaczął Mieczyk, ale przerwał mu Sączysmark drząc się w niebogłosy.
- Zmiennoskrzydły! Ognia, Hakokieł!- nakazał smokowi a po chwili ukazał się kula ognia, która trafiła w drzewo. Nie czekając ani chwili dłużej, jeźdźcy wsiedli na smoki i poderwali siędo góry.
- Nie widzę ich!-krzyknął Mieczyk.
- Może dlatego, że to są niewidzialne?- rzucił z sarkazmem Szpadka.
- Być może dlatego.-odparł całkiem poważnie bliźniak.
Astrid rozglądała się nerwowo za smokiem. Serce zaczęło szybciej bić, a rana coraz bardziej szczypać, jednak nie zwracała na to uwagi.
- Spokojnie, zaraz się pojawi…- powiedział Czkawka. Chłopak się nie mylił. Gdy smoki zaczęły warczeć i przygotowywać się do ataku, z lasu wyłoniły się plujące kwasem smoki. Jak szalone rzuciły się na jeźdźców. Na szczęście było ich zaledwie trzech. Jeden z nich rzucił się na Jota i Wyma, plując kwasem w ogon. Smok zawył z bólu i wściekle zaatakował. Hakokieł ruszył na pomoc, strzelił ogniem, powalając zmiennoskrzydłego na ziemię.
- Śledzik, leć po smoczy korzeń!- Krzyknął Czkawka. Otyłemu chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Sztukamięs błyskawicznie zawróciła, a po kilku minutach wróciła z korzeniem w paszczy. Tymczasem reszta jeźdźców trzymała swoje pupile trzymała dystans, mieli już dość rozwścieczonych smoków.
- Już niedługo, Sztusia.- Gronkiel leciał szybciej niż kiedykolwiek, a Śledzik z przerażeniem obracał się do tyłu. Zmiennoskrzydłe były bardzo blisko. Po kilku minutach jednego z najgorzszych lotów w życiu, smoczyca puściła korzeń do ocenau tuż przy wyspie groźnych gadów.
- No to mamy ich z głowy.- Odparł chłopak i pogłaskał Księżnisię.
Gdy dotarli na miejsce budowy Akademii rozmawiali o dzisiejszym ataku. Musieli mieć się na baczności, ponieważ nie byli pewni czy inne smoki nie zaatakują Berk. Czkawka odetchnął z ulgą, gdy tylko przypomniał sobie, że jego ojciec już jutro będzie w domu. Po dziesięciu minutach rozmowy, nastolatkowie rozeszli się do domów.
- To nie był zmiennoskrzydły.- Powiedziała Astrid gdy wolnym krokiem szła z Czkawką do domu. Chłopak wzruszył ramionami.
- Może jednak ci się przewidziało. Sama powiedziałaś, że ten smok jest podobny, no i było ciemno.
- Nie-Odparła stanowczo.-Takiego okropnego smoka się nie zapomina.
- Cóż…będziemy szukać- Powiedział spokojnie. Nie zbyt wierzył Astrid. Przecież była noc, a na dodatek ten „nowy” smok jest identyczny to plujących kwasem. Był przekonany, że Astrid widziała zmiennoskrzydłego. Spojrzał na nią. Ona również się nad tym zastanawiała.- Dobrze się czujesz?- Dziewczyna była rozpalona i ciężko oddychała, jakby walczyła o tlen.

- Jestem zmęczona-odparła- to do zobaczenia jutro.- Pocałowała go w policzek i szybkim krokiem wślizgnęła się do domu.
-------------------------------------------------------------
I jak wyszło? Szczerze, to nie jestem zadowolona. Ten rozdział jest jakoś zagmatwany i dziwny, ale dodałam bo szkoda było usuwać, a  nuż widelec się spodoba :). Pozdrawiam czytelników :D

2 komentarze:

  1. Jestem ciekawa, co tam wymyślisz. :D W sumie Czkawka ma racje, ale ciekawie by było, gdyby jednak tajemniczy smok okazał się nowym gatunkiem. Kto wie, może zaatakuje Berk? A Astrid... Czyżby wdało jej się zakażenie? D: Pisaj szybko bom ciekawa :3
    pozdrowionka! ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakażenie to czysta improwizacja. Rozdział miałam zaplanowany już dawno ale zmienilam wszystko. A co do tego ataku smoków to niespodzianka :) I cieszę się, że kogoś to zainteresowało c:

    OdpowiedzUsuń