poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 3


Latali jak za dawnych, dobrych czasów, aż nagle ni stąd ni  zowąd pojawił się Śledzik. Był przerażony i widać było, że cały się trząsł, a Sztukamięs leciała szybciej niż kiedykolwiek.
- Czkawka! Przepraszam, że przeszkadzam, ale jesteś potrzebny.- Otyły chłopak zachwiał się na smoczycy ale złapał równowagę. Czkawka zawrócił smoku ku przyjacielowi. Astrid, która prowadziła, także zawróciła.
- Co się stało?- zapytał szatyn.
- Akademia…ona jest cała rozwalona!- Wysapał Śledzik. Czkawka wpatrywał się w kolegę. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Już miał zadać pytanie, lecz uprzedziła go Astrid:
- Ale jak to rozwalona?
- No…rozwalona. I to doszczętnie.- Zanim Śledzik dodał coś jeszcze Czkawka ruszył ku arenie.
 *****
- Kto to zrobił? Bliźniaki?- Czkawka przyglądał się zniszczonej bramie. Od lat nienaruszona, mocna, wykonana z najlepszego metalu brama leżała rozwalona. Gdzieniegdzie widać było wypalony ślad.
-  To raczej nie oni, bo ich w ogóle nie ma na wyspie.- Odparł blondwłosy i przejechał delikatnie opuszkami palców bramę, jakby bał się  zepsuć ją jeszcze bardziej.- Wiesz, Czkawka, zdaję mi się, że to nie zrobił smok z Berk. I sądząc po zniszczeniach, nie był sam. Cała trójka dokładnie przyglądała się dawnej Akademii. Tak jak mówił Śledzik- wszystko zostało doszczętnie zniszczone.
- Sugerujesz, że w biały dzień smok przyleciał sobie na wyspę i ot tak rozwalił Akademię?- Zapytała Astrid.- Przecież to niedorzeczne. Cały czas ktoś tu się kręci i na pewno zauważyłby wielkiego, ziejącego ogniem gada, który właśnie niszczył to miejsce. I czemu nie zniszczył czegoś innego?
- Nic nigdy nie wiadomo. Musimy się rozejrzeć.- Czkawka nie wierzył własnym oczom. Arena wyglądała jak prawdziwe pobojowisko. Grunt, mimo że był wykonany z mocnej skały, został popękany i wypalony. Łańcuchy leżały rozdrobnione na ziemi. Ściany jeszcze się trzymały, lecz i one powoli rozsypywały się.
- Na szeptozgona to nie wygląda...-Przerwał i podszedł do jednej ze ścian, na której został wypalony dziwny znak.  Pozostała dwójka podeszła zaniepokojona nagłym milczeniem przyjaciela. Śledzik skrzywił się lekko wystraszony.
- Co to może być?- Zapytała blondwłosa, pocierając czarny proch.- Nowy gatunek?- Nie usłyszała odpowiedzi, ponieważ Czkawka tak bardzo był zajęty przypatrywaniu się ściany, że nie usłyszał pytania.
- Może to zmiennoskrzydłe?- Szturchnęła go, a chłopak natychmiastowo oprzytomniał.
- O, Thorze!-Krzyknął piskliwym głosem otyły chłopak.
- Być może.- Powiedział w końcu Czkawka.- Będziemy musieli mieć się na baczności. Z tymi smokami nie ma żartów. Wyszli przed Akademię, po czym  chłopak zwrócił się do przyjaciół.- Astrid, Śledzik zwołacie ludzi do twierdzy wieczorem.- Obydwoje przytaknęli.
 *****
Gdy nastał wieczór, a słońce na dobre schowało się za oceanem, w twierdzy zgromadzili się wszyscy mieszkańcy Berk. Wszyscy nie rozumieli, dlaczego zwołano naradę. Zaraz zaczęto plotkować, że niedługo na wyspie pojawi się wróg, a Stoika nadal nie ma.
Pyskacz, gdy tylko ujrzał Czkawkę, zaczął uspokajać wzburzony tłum. Chłopak niepewnie podszedł do wielkiego ogniska, otoczonego kamiennym kołem, a za nim poczłapał Szczerbatek. Nigdy nie wygłaszał mów, i choć byli to ludzie znajomi, trzęsły mu się ręce. Spojrzał na kowala, a ten tylko usunął się w bok, dając do zrozumienia, że ma zaczynać. Szatyn  odchrząknął, a sekundę po tym zaczął.
- Proszę o uwagę!- Krzyknął, aby uciszyć szepty.- Jak zapewne wiecie, Smocza Akademia została zniszczona. Jeszcze nie ustaliliśmy, kto mógłby to zrobić, ale jest pewna teoria…-Spojrzał na zainteresowane twarze wikingów, którzy stali najbliżej niego.-  Otóż…mogły zrobić to zmiennoskrzydłe.-  W sali natychmiast zaczęto mówić, a po chwili słychać przerażenie.
- Spokój! Dajcie mu mówić!- krzyknął zbulwersowany ciągłym uspokajaniem wikingów Pyskacz. Czkawka posłał mu pełne wdzięczności spojrzenie.
- To jest tylko przypuszczenie, ale byłoby rozsądnie, aby nikt nie wychodził nocami poza wioskę.- Jeszcze raz rozejrzał się po mieszkańcach i odetchnął z ulgą.- To na tyle…
Wikingowie zaczęli wychodzić z twierdzy. Zostali tylko jeźdźcy i Pyskacz.
- Naprawdę sądzicie, że to te smoki, a nie bliźniaki?- Kowal przejechał prawą dłonią wąsy i poprawił hełm
- Hola, hola! Być może nie jesteśmy najmądrzejsi, ale nigdy, przenigdy, nie zepsulibyśmy Akademii.-Zaprotestował Mieczyk i zeskoczył ze stołu. Rozprostował się i ruszył do ogniska, gdzie zgromadzeni byli pozostali.- Po za tym, nie było nas na wyspie.
- Ale przecież to nie muszą być zmiennoskrzydłe. Przecież jeszcze nic nie ustaliliśmy.- Wtrąciła się Astrid.- Lepiej byłoby poczekać na Stoika, teraz musimy być tylko ostrożni.
- Astrid ma rację, ale jakby co, broni nam nie zbraknie!- Pyskacz aż podskoczył. Najwyraźniej nie przejmował się niebezpiecznymi gadami. Gdyby były „te stare czasy” od razu chwycił by broń i powybijał wszystkie, zanim smoki zaczęły zionąć ogniem.
- Tata przylatuje jutro. Wtedy postanowimy co robić dalej.- Pyskacz wymknął się od razu, ale jeźdźcy pozostali, rozmawiając o ewentualnej obronie lub ataku, aż poczuli zmęczenie i rozeszli się do domów.

Astrid spoglądała na swoich rodziców znad talerza. Patrzała raz to na mamę, która chwilę później wyszła do Gothi, po czym  przeniosła wzrok na swojego ojca.
-  Dobra, córcia, o co chodzi?- Zapytał jasnowłosy mężczyzna, który zajęty był ostrzeniem noży kuchennych. Wyraźnie zauważył niecodzienne zachowanie dziewczyny. Astrid przejechała dłonią po warkoczu  i delikatnie odsunęła od siebie talerz z nietkniętym kurczakiem.
- Eee…chodzi o to…yyy…-zamotała się. Jednak po chwili wzięła głęboki oddech.- Dlaczego nie chcesz pojechać ze mną na ślub Zoey?- Mężczyzna odłożył narzędzia i spokojnie odłożył je na swoje prawowite miejsce.
- Już ci mówiłem.
- Wiem, że to co zrobił Hork jest nadal dla ciebie bolesne…Ale nie możesz już tak dalej żyć. Widzę, że cierpisz…
- Jak będziesz starsza, zrozumiesz.- Przerwał jej spokojnie Saw. Nie chciał mówić nic więcej. Już miał uciec do swojej niewielkiej pracowni, ale zatrzymała go ręka córki.
- Nie! Tato, proszę, musisz w końcu to zakończyć. - Dziewczyna nie miała najmniejszej ochoty rezygnować. Mimo że nigdy nie chciała na nikim wywierać presji, szczególnie na rodzicach, nie miała wyboru. Nie mogła się poddać. Tak bardzo chciała przekonać ojca ponieważ nie mogła patrzeć na zmartwionego tatę.
Mężczyzna był dobrze zbudowany, jak przystało na wikinga, lecz miał bardzo  spokojną naturę. Nigdy nie wdawał się w niepotrzebne dyskusje, lecz zawsze bronił swojego zdania. Nie lubił oszukiwać ludzi i starał się żyć w zgodzie z samym z sobą. I tego chciał nauczyć swoje jedyne dziecko. Lecz z marnym skutkiem.
- Astrid…-Westchnął ciężko. Spojrzał w błękitne oczy córki. Nie mógł dłużej wytrzymać. Usiadł powoli na ulubione krzesło. Masując obolałe ramię od noszenia ciężkich rzeczy.- Poleć sama, lub z mamą, jeśli chcesz. Ja na pewno nie zagoszczę na wyspie Białych Orchidei.- Siedział jeszcze przez chwilę, patrząc na smutną córkę. Serce krajało mu się na ten widok. Wstał czym prędzej i ruszył do pracowni.
- Tato…-Spróbowała jeszcze raz.
- Astrid, nie proś mnie więcej.- Wyszedł. Dziewczyna zakryła rękami twarz. Wiedziała, że szanse na pogodzenie się braci są zerowe.


---------------------------------------------------

Trochę czekaliście na rozdział trzeci, ale mam nadzieję, że wyszedł :)). Pisałam na szybkiego, choć miałam zapisany rodział w zeszycie. Chyba lepiej pisać na spontana XD.  Akcja sie rozkręci, bez obaw. :)))
Pozdrowionka. :D

3 komentarze:

  1. Spodziewałam się innych niszczycieli Akademii, niekoniecznie zmiennoskrzydłych... Mam wrażenie, że są wątłe i jedynym ich talentem jest niewidzialność. Cóż, może ich nie doceniłam. xD Albo są niesamowicie silne i wredne, albo coś im padło na mózg, że rozsadziły akademię w trociny. :D Rozdział spoczko, czekam na kolejny. :3
    Pozdrowionka ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Auu... Ja cie, przykry rozdział. Fajnie się czyta,ale no wiesz,trochę smutno tak... Bardzo mi się rozdział podoba, jedynie drobna uwaga: jak kończysz czyjąś wypowiedź i chcesz dodać po myślniku jeszcze jakiś opis przeżyć nie stawiaj kropki :) Takie moje małe zauważenia XD Jestem ciekawa jeśli chodzi o te sprawy rodziny Astrid. Jak ty to rozwiniesz?? XD
    Weny!
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc to sama nie wiem. Miałam zupełnie inny plan, a wyszło jak wyszło. Smutno jest, ponieważ powoli irytuję się kiedy czytam o happy endach itp. Za dużo tego. W nastepnych rozdziałach będzie gorzej, bo nie chcę przedstawiać mojej historii jak w bajce. Lepiej jest kiedy opowiadania mają trochę. "czegos" z życia. Przynajmniej nie jest nudno. W każdym razie ja tak uważam :)

      Usuń