wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 10 

Ciężki wieczór


          Na wschodzie wioski płomienie obejmowały coraz więcej domów. Wikingowie próbowali gasić swój dobytek i ratować domy. Na wyspie panował chaos; wszędzie biegający Wikingowie byli zdenerwowani i przestraszeni zarazem. Trawa stała się brązowa i jałowa od pożaru. Wydawać się mogło, że tylko smoki wiedziały co robić. Wszyscy smoczy jeźdźcy zajęli się gaszeniem oraz Lauren, miejscowa uczennica Gothi.
W oddali słychać było krzyki i lament wywołany  utraconym dobytkiem. Wikingowie byli przyzwyczajeni do tracenia swych ciepłych domów, ale to było trzy lata temu, kiedy smoki bez ustanku atakowały wioskę. Teraz było inaczej.
- Szybko, gasić pożar!- Krzyczał Stoik do ludu- Nie może dojść do lasów!- Pożar rozprzestrzeniał się szybciej niż kiedykolwiek, a było to winą suchego wiatru. Do wodza podszedł Pyskacz, którego przywołał chwilę temu.
- Pyskacz, wyślij kogoś na zwiady. Jeżeli to wróg, mamy poważne kłopoty- Stoik nie patrząc na przyjaciela, rozejrzał się wokół. Był bardziej zdenerwowany niż inni. Jako wódz musiał zapewnić bezpieczeństwo każdemu, a widząc kompletne zgubienie Berk, tracił pewność.
- Jasne, już się robi.- Pyskacz pobiegł tak szybko jak tylko mógł. Drewniana proteza nogi nie ułatwia cale życia.
- Tato!- Stoik usłyszał głos dobiegający zza jego pleców. Gdy się obejrzał ujrzał Wichurę, a niej Astrid i Czkawkę, który nie czekając aż smok wyląduje, zeskoczył.- Co się dzieje?
- To, co widzisz- powiedział ostro, ale natychmiast opanował się.- Zajmijcie się gaszeniem domów i dopilnujcie, żeby lasy nie zajęły się ogniem.- Czkawka skinął głową i wskoczył na Wichurę. Chłopak miał złe przeczucia. Ilekroć widział ojca w  takim stanie, wolał się nie narażać. Jednak martwił się o niego. Codziennie Stoik przychodził zmęczony i obolały, ale nie narzekał. Każdego dnia wstawał jak inni i pomagał swojemu ludowi. Dlatego Czkawka widział w ojcu autorytet godny naśladowania. Chciał być taki jak on, ale sądząc po jego charakterze, nie mógł.
          Czkawka musiał zostawić Szczerbatka pod opieką Gothi, ponieważ nie mógł latać, a proteza i siodło zostały w domu, który już dawno spalił się. Nie chciał zostawić najlepszego przyjaciela, ale nie miał wyboru. Smok nie chciał go puścić, za bardzo się bał o chłopaka, a w ostatnim czasie Nocna Furia zrobiła się bardziej nadopiekuńcza.

Wichura chwyciła balię  i wylała zawartość na pobliskie budynki.
- Nie damy rady ugasić tego ognia!- Krzyknęła Astrid do Czkawki. Chłopak popatrzył na nią a potem w dół. Rzeczywiście, pożar wydawał się dziwny i trudny do ugaszenia, a Wikingowie zawsze radzili sobie z ugaszaniem. Przecież mieli trzystuletnie doświadczenie.
- Trzeba więcej wody- ciągnęła blondynka. Szatyn skinął głową. Jeźdźczyni nakazała smokowi aby chwyciła balię i poleciała nad ocean.



          Jeździec okrył się czarnym płaszczem i z troską spojrzał na smoka, który cały czas spał. Stracił za dużo krwi i nie miał siły się podnieść. Chłopak wiedział co robić, lecz  w ciężkiej  sytuacji Berk nie mógł nikogo poprosić o pomoc. Pogłaskał przyjaciela po głowie i ruszył ku wyjściu. Musiał coś zrobić, zanim wyspa doszczętnie się spali. Gdy tylko wyszedł z groty ujrzał w oddali jarzące się domy, studnie oraz kawałek lasu Odyna. Wiedząc na co się naraża, ruszył do przodu. Założył chustę i pobiegł do wioski. Miał nadzieję, że poprzez chaos panujący wokół, nikt go nie rozpozna. Chwycił wiadro i rzucił wodą na pobliski ogródek, lecz ogień nie ustąpił. Jakby był żywy. Jeździec stał i przyglądał się płomieniom. Już raz coś takiego widział. I to nie raz. Chłopak upuścił wiadro i z przerażeniem pobiegł do pierwszego lepszego smoka. Był to Koszmar Ponocnik. Wsiadł na niego, prędzej chwytając balię, i ruszył w stronę plaży Thora. Po kilku sekundach lotu, nabrał piasku i  rzucił się do gaszenia pożaru. Uśmiechał się triumfalnie, widząc jak żwir poskramia ogień.
- Ludzie! Gasić piaskiem, nie wodą!- Krzyczał najgłośniej jak tylko mógł. Wikingowie spojrzeli po sobie.- No jazda! Woda nie pomoże!- Warknął na dwóch mieszkańców, którzy posłuchali i czym prędzej pobiegli na plażę.
Reszta Wikingów nadal ugaszała wodą, ale gdy zobaczyli cudowny piasek, zaprzestali i robili to co reszta.
Po godzinie wioska była bezpieczna. Co prawda wszystko wyglądało jak pogorzelisko, ale na szczęście nikt nie ucierpiał. Tajemniczy jeździec wybył, tak szybko jak przyszedł z pomocą. Podziękował Koszmarowi za lot i pobiegł do groty.
Noc była zimna, jakby  i ona chciała pomóc dogaszać pogorzelisko swą ujemną temperaturą. Wikingowie, których domy były całe, zorganizowali noclegi i ciepły posiłek. Stoik sprawdzał czy nikt już nie potrzebuje pomocy.
- Matko, padam z nóg!- Jęczał Sączysmark- Ja i Hakokieł cały wieczór lataliśmy po wodę!- Grupka nastolatków zebrała się w twierdzy, gdzie przesiadywali aby odpocząć.
- Biedactwo- rzucił z sarkazmem Mieczyk- jak by nie spojrzeć, każdy miał robotę, człowieku. Nie tylko ty uganiałeś się za ogniem.- Spojrzał na Szpadkę, która zasypiała oparta o słup. Po chwili dołączył również Czkawka z nadszarpniętym rękawem. Obok niego dreptał Szczerbatek, po którego przyszedł zaraz po pożarze. Usiadł na wolnym krześle i słuchał niezadowolenia przyjaciół. Spojrzał na zmęczone twarze przyjaciół.
- Ej, a gdzie Astrid?- Zapytał z chrypką.
- U Gothi, pomaga jej i Lauren parzyć zioła wzmacniające- odparł Śledzik, który cały czas leżał koło Sztukamięs.
- Aha…-mruknął Czkawka. Chciał pójść odpocząć, wyspać się, i najlepiej polatać ze Szczerbatkiem. Położył głowę na stole i nawet nie zorientował się, że zasypia.


- Hej, jak się czujesz?- Zapytał jeździec swojego smoka. Ten w odpowiedzi mruknął i leniwie otworzył oczy. Czaił się w nich strach, a jego przyjaciel wiedział, że to strach przed śmiercią.- Nie bój się, nie pozwolę, aby kolejna osoba przeze mnie zginęła.- Położył rękę na pysku stworzenia i głaskał czule.

          Astrid właśnie wracała z porcją ziół do Twierdzy, kiedy Wichura upuściła talerz, który potoczył się kilkanaście metrów dalej. Zmęczona wojowniczka odłożyła zioła na  ziemię i ruszyła tropem naczynia.
- Wichurka, leć do twierdzy- powiedziała do przyjaciółki. Smoczyca skrzyknęła niczym wrona i ruszyła. Astrid nauczyła tego Wichurę niedawno, kiedy w Smoczej Akademii odbywały się treningi. Było ciężko nauczyć tego Wichurę, ale o długich i ciężkich dniach, udało się. Jak widać nauka nie poszła w las.
Gdy blondwłosa dosięgnęła naczynia, zauważyła na grocie plamę. Gdy podeszła bliżej, spostrzegła, że to plama krwi, która ciągnęła się do środka. Zaciekawiona weszła do środka. Zauważyła malutki płomień, palący się kilkanaście metrów przed nią. Spojrzała na zimne i ciemnoszare ściany jaskini i od razu przeszły ją ciarki. Nagle zatrzymała się, widząc smoka, który spał. Oniemiała z wrażenia. Gad zrobił na niej wrażenie: piękne złoto- zielone łuski, potężne cztery łapy i długi ogon najeżony kolcami jak u Śmiertnika. Chciała się wycofać, ale było za późno. Ktoś uderzył ją w głowę i upadła nie przytomna. Jedyne, co zobaczyła, to zaciekawione oczy, które wbiły spojrzenie w nią.


------------------------------
Jest tu kto? Mało Was ;(. Jeżeli podoba Wam się ten blog, proszę chociaż o jedno słówko w komentarzu. Zastanawiam się nad zakończeniem działalności. No niestety, kiepskie  rozdziały= mało czytelników. :/

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 9

Atak

          Smok krył się w jaskini od wielu dni. Jego rana na skrzydle wciąż krwawiła, sprawiając ból. Gad nie jadł od wielu dni i był wycieńczony ciągłymi wrzaskami ludzi z pobliskiej wioski. Spinał wszystkie mięśnie aby na moment wyjść z ukrycia i przyjrzeć się swoim dalekim krewniakom. Nie widział innego smoka od kilku lat, więc tym bardziej ich widok go cieszył. Czerwony jaszczur, zmieniając ubarwienie, wtopił się wraz z krzakami i przyglądał nocnej furii oraz chłopcu, który na nim siedział. Oboje byli zabiegani i starali się uporządkować hałas i zabieganie Wikingów. Cała wioska już słyszała o dziwnej przepowiedni Gothi i zaczęła się denerwować. Nie mieli żadnego wroga od kilku miesięcy, ale broni i dobrze wyszkolonych ludzi nie zabrakło. Słysząc trzaśnięcie gałązek, smok szybkim ruchem pobiegł do jaskini, ale ktoś go dogonił.
- A co ja mówiłem na temat wychodzenia, kolego?- zapytał jego jeździec, wchodząc do groty. Położył kilkanaście ryb na ziemie i przyjrzał się ranie przyjaciela. Przetarł jego skrzydło, zbierając krew na opuszki palców. Smok prychnął niezadowolony, że dał się przyłapać, ale od razu zaczął zajadać się śniadaniem.- Nadal się nie goi…Jeżeli tak będzie dalej, pójdę po pomoc- na te słowa smok ożywił się i wyszczerzył ostre zęby. Chłopak założył ręce na klatkę piersiową.- Masz jakieś inne wyjście? Wiem, że nie chcesz mieć nic wspólnego z ludźmi, ale robię to dla twojego dobra.

          Ciemnowłosy chłopak podrapał przyjaciela po głowie, a następnie przysiadł obok ogniska. Chciał odlecieć z wyspy jak najszybciej, ale nie mógł, co strasznie go irytowało. Bał się, że ktoś mógł go zobaczyć. Westchnął ciężko, myśląc, co ma robić dalej. Wie, że smok nienawidzi ludzi i często dziwił się, że jemu udało się do siebie przekonać, choć był człowiekiem. Wyjrzał z groty, a gdy upewnił się, że jest bezpiecznie, wrócił.

          Czkawka padał ze zmęczenia, jak i Szczerbatek. Oboje zrobili kilkanaście kursów nad ocean, aby łowić ryby. Stoik nakazał wszystkim mieszkańcom przygotować się na niebezpieczeństwo, a że wierzy w przepowiednie Gothi, bardzo się tym przejął. Nie mógł pozostawić ojca bez pomocy, w końcu jest synem wodza, ale to nie zwalnia go z obowiązków. Wręcz przeciwnie, Stoik powierza mu najwięcej zadań. Chłopak przekręcił się na bok. Jego mięśnie niemiłosiernie paliły. Miał ochotę wskoczyć do zimnej wody i zostać tam kilka godzin w ciszy i spokoju, sam. Nawet nie przebrał się, tylko wtulony w poduszki zasnął.
Następnego dnia wszyscy Wikingowie byli  o wiele spokojniejsi. Jak co dzień pracowali i próbowali jakoś odepchnąć myśl o wojnie. A kobiety, jak to kobiety,  plotkowały i tworzyły historie, które były niedorzeczne i za bardzo surrealistyczne.

          Pogoda była ciepła jak na środek lutego, co było rzadkością jak na Berk, ale nikt  nie narzekał. Czkawka wstał późnym popołudniem i jedyne, na co miał ochotę, to porządnie zjeść. Gdy tylko zszedł na dół wziął kurczaka i kilka warzyw. Szczerbatkowi zaś przyniósł ulubione jesiotry i tuńczyki. Po kilku minutach skończyli jeść, a gdy Czkawka odkładał kosz, ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedł.
- Cześć..-mruknęła Astrid, która była jeszcze w  gorszej kondycji niż szatyn. Podeszła do Czkawki i pocałowała go w policzek, a po chwili usiadła na miejscu chłopaka. Nocna furia nie czekała długo i również przywitała się z blondynką.
- Oho, widzę, że nie tylko ja jestem nie wyspany- Czkawka przetarł blat ręcznikiem, a potem rzucił go do koszyka na materiały. W domu było dość ciemno, więc jeździec otworzył okna.
- Daj spokój, nie czuję nóg…- dziewczyna oparła czoło o swoją rękę. Czkawka usiadł obok niej i oparł się na krześle.- A to jeszcze nie koniec… Słuchaj, o co chodzi z tą przepowiednią?
- Gothi przepowiedziała jakieś niebezpieczeństwo. Niby, że zaatakuje nas smok, najgroźniejszy jakiego nigdy nie widzieliśmy, ale czy to prawda, to nie wiem- odparł. Blondynka spojrzała na niego.- No co?
- Może warto byłoby przeczesać Berk, wiesz, tak dla pewności.- Czkawka pokręcił głową.
- Nie, to zły pomysł. Tata zakazał latania dalej niż poza wioskę. Wiesz jaki on jest, wszystko musi być idealne.- Astrid wyciągnęła nogi pod stół, a ręce skrzyżowała na klatce piersiowej. Mina i jej poza zdradzały, że będzie z tym polenizować, na co Czkawka nie miał ochoty.
- Przecież jesteśmy od tego, by bronić Berk, prawda?
- Oczywiście, ale zrozum, że to rozkaz mojego ojca. Gdybym ja był wodzem zrobiłbym inaczej-powiedział bez przekonania. Wpatrywał się w Szczerbatka i na jego siodło. Zupełnie zapomniał, żeby mu je zdjąć. Podszedł do przyjaciela i szybkim ruchem ściągnął siedzisko.
- Kiedyś nim będziesz- odparła cicho dziewczyna. Nie chciała nic więcej mówić, bo kiedyś rozmawiając z chłopakiem na ten temat, bardzo się zdenerwował. Mówił, że nie spieszno mu do przejęcia obowiązków wodza, a miał już prawie osiemnaście lat. Jednak i tak martwiła go myśl o tym, że jego ojciec pewnego dnia zacznie rozmowę na ten temat. Ale póki co, bawił się w bycie szefem Smoczej Akademii. Chciał mieć jak najwięcej czasu, ponieważ w głowie kłębiło mu się wiele pomysłów na przeróżne wynalazki, ulepszenia.
- Poczekam- uśmiechnął się do swojej dziewczyny i usiadł z powrotem na swoje miejsce. Astrid również uśmiechnęła się, choć przy jej wyglądzie żywego trupa niezbyt dobrze to wyglądało.- Masz jakiś pomysł na dziś?
- W  sumie, kiedyś wspominałeś o jakiś kostiumie, który chcesz skonstruować. Masz może jakieś plany?
- Pewnie, zaraz je przyniosę- chłopak poszedł po notes i po kilkunastu sekundach był już na dole. Pokazał dziewczynie szkic kostiumu, który chciał zbudować. Astrid przypatrzyła się dziwnemu rysunkowi, który przedstawiał szybującego Czkawkę w tym właśnie stroju.
- Pomysł bardzo…oryginalny- zaczęła niepewnie- ale czy to wypali? No bo wiesz…latający człowiek?- Czkawka zaśmiał się szczerze z miny swojej dziewczyny.
- Jeżeli nie spróbuję, nie dowiem się.
Nagle Szczerbatek podniósł się i nastawił uszy. Spojrzał w kierunku drzwi a następnie warknął.
- Hej, mordko, co się dzieje?- spytał przestraszony szatyn. Podszedł do smoka i położył rękę na głowie. Po chwili w dom strzeliła ogromna kula ognia, zapalając wszystko. A że dom był z drewna, płomienie szybko zajęły pomieszczenie. Astrid szybko wstała i ruszyła do drzwi, ale sypiące się kawałki drewna to nie umożliwiły.
- Na górę!- Krzyknął Czkawka i złapał Astrid za rękę. Smoka mocnym ruchem łapy otworzył drzwi. Popędził głową jeźdźców do okna. Szatyn pomógł wydostać się najpierw Astrid, a następnie sam wyszedł. Szczerbatek był zwinniejszy, więc jednym ruchem wyskoczył.
- W porządku?- Zapytała blondynka, strzepując popiół z ubrania. Czkawka oglądał jak dom wodza znika w objęciach płomieni.
- Tak- odparł krótko. Dopiero po chwili zauważyli, że Wikingowie biegają z bronią w rękach. Wzrokiem szukał ojca, ale nie mógł go znaleźć. Polecieć też nie mógł, bo Szczerbatek jest bez siodła i protezy.- Musimy znaleźć tatę.

Astrid kiwnęła głową i w trójkę ruszyli po Wichurę.

środa, 6 maja 2015

Rozdział 8

Poszukiwania 

          Grupa nastolatków włóczyła się w lesie już od kilku godzin. Coraz częściej słychać było pojękiwania Sączysmarka i bliźniaków. Szukali czerwonego smoka, który powinien przesiadywać na północnym- wschodzie Berk, ale i tam go nie ma, więc, chcąc nie chcąc, wikingowie musieli przeszukać całe lasy wyspy.
Czkawka zapisywał notatki w swoim notesie i co kilkanaście minut z westchnieniem przekreślał na mapie kolejną część. Przeszli się również do urwiska, gdzie Szczerbatek wyczuł zapach nieprzyjaciela, jednak było zbyt ciemno, aby cokolwiek zauważyć. Szatyn rozejrzał się wokół. Nic się nie zmieniło: połamane drzewa, wypalona trawa, pęknięte skały- wszystko było jak poprzednim razem.
          Jeźdźcy wskoczyli do urwiska za pomocą swych smoków i po raz kolejny przeczesywali teren. Sączysmark i dwójka rodzeństwa nie mieli zielonego pojęcia, co tak naprawdę robią, ponieważ nie znali przyczyny długiego spaceru po lasach. Mimo to, nie zapytali ani razu. Szpadka i Mieczyk obijali się kamieniami po drodze i szukali robaków, które następnie podłożyli Jorgensonowi w spodnie. Chłopak przestraszył się i krzyknął, dotykając swojej łydki.
- Nie macie nic lepszego do roboty?!- Warknął rozwścieczony. Rodzeństwo zachichotało i Mieczyk kopnął przyjaciela w hełm.- Czemu zawsze mnie musicie dręczyć!?
- Kogoś musimy, no nie brat?- Szturchnęła Mieczyka łokciem. Ten pokiwał twierdząco głową i przybił piątkę z bliźniaczką.
-  Ludzie, błagam, pobawicie się jak wrócimy!- Krzyknęła Astrid, która ni stąd ni zowąd pojawiła się przy trójce. Spojrzała na nich z politowaniem.- No ruszać się, nie  mamy czasu!
Na rozkaz blondwłosej ruszyli do przodu. Dogonili Śledzika i Czkawkę, którzy zajęci byli mapą. Gdy w końcu zakończyli rozmowę poszli na zachód. Po dwudziestu minutach marszu odezwała się Astrid, która wędrowała przy Czkawce.
- To nie ma sensu…Był smok, teraz go nie ma. Chyba nie wyparował!- Dziewczyna nie była w najlepszym nastroju. Ręka nadal ją piekła i na dodatek zostawiła okropną bliznę. Jednak Astrid została nie wzruszona. Przecież nie mogła się popłakać, że jej dłoń została oszpecona. Jest twardą wojowniczką. A wojownicy nie narzekają.
- Spokojnie, może po prostu przeniósł się w inne miejsce- Czkawka starał się ją uspokoić, chociaż i jemu poszukiwanie dawało się we znaki. Noga zaczęła go bolec, co często się działo, gdy za dużo chodził. Miał wrażenie, że proteza się kurczyła.
- Przeszukaliśmy prawie całe Berk, a po smoku ani śladu- powiedziała zrezygnowana. Zrobiła kilka kółek ramionami, aby trochę rozmasować bolące miejsce.
- A może on odleciał?- wtrącił się Śledzik. Dwójka jeźdźców popatrzyła na niego. Chłopak wydawał się być spięty i odrobinę przerażony. W końcu na własne oczy widział potwora.
- Być może, ale nie mamy pewności. Dobra w takim razie na dzisiaj koniec. Jutro będziemy szukać z powietrza- zarządził Czkawka. 
          Wszyscy z ulgą wsiedli na smoki i rozeszli się w swoje strony. Było już późne popołudnie, a syn wodza miał także inne obowiązki. Czym prędzej dotarł do kuźni Pyskacza. Kowal ucieszył się na jego widok.
- O, witam!- Krzyknął i podniósł maskę.
- Cześć, Pyskacz- odparł Czkawka mniej entuzjastycznie.- Co mam robić?
- Dziś tylko ostrzenie. Nie jest tego dużo, więc jak się sprężysz, to szybko wyjdziesz.- Stary wiking wskazał na wózek z bronią, po czym wrócił do swojego zajęcia.
Szatyn niechętnie wziął się za robotę. Wyjął pierwszy topór, a żeby praca nie dłużyła się jeszcze bardziej postanowił pogadać z Pyskaczem.
- Myślisz, że na Berk mógłby przylecieć jakiś nieznany smok i…wiesz, mógłby tak po prostu zamieszkać?- Kowal nadal kuł żelazo, ale bez najmniejszego problemu odpowiedział:
- To całkiem możliwe, a czemu pytasz?
- Z ciekawości. Prowadzimy różne książki na temat legowiska smoków…wiesz, takie tam rzeczy.- Włożył topór do skrzyni i wyjął następny. Zakręcił kilka razy kołem i przyłożył broń. Nagle sobie przypomniał, że chciał spytać Pyskacza o coś jeszcze.
- Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, żeby ludzie mogli latać?
- No tak,  na smoku- odparł. Wyłożył długi miecz ze złotą klingą i wyjął cienkie dłuto, aby zrobić ozdobny wzór.
- Nie o to chodzi, tylko żeby ludzie latali sami. Jak smoki czy ptaki.- Pyskacz roześmiał się. Nigdy nie pomyślał, że Czkawka będzie wygadywał takie bzdury.
- Oj, Czkawka, Czkawka…zamiast mieć głowę w chmurach, zejdź na ziemię i weź się do roboty. Jak niby sobie to wyobrażasz? Wyrosną ci skrzydła?- Czkawka wzruszył ramionami. Od pewnego czasu myślał nad budową skrzydeł, dzięki którym będzie mógł sam latać. Miał różne pomysły, ale ten nawet jemu wydał się dość szalony.
- Tak mi przez głowę przeszło- wrzucił topór do skrzyni i wyjął miecz. Reszta pracy minęła mozolnie, co tylko irytowało jeźdźca. Gdy skończył, pędem ruszył ku Szczerbatkowi, aby móc polatać.
          Smok wzbił się w powietrze, rycząc ze szczęścia, że może polatać. Smok, gdy nie może latać, to nie smok. Pomyślał Czkawka. Nastawił ogon tak, aby mogli szybciej lecieć. Jednak chłopak musiał zwolnić, gdyż opór powietrza rozrywał jego twarz. Czkawka musiał mrużyć oczy, ale i tak prędkość Nocnej Furii była za duża.  Zrobili kilka beczek i wlecieli w chmury. Jeździec zauważył, że jego smok zrobił się znacznie szybszy, choć latali tyle samo godzin, co trzy lata wcześniej. Pogłaskał swojego przyjaciela za uchem. Szczerbatek zaśmiał się i wystrzelił plazmą, tworząc kłębek ognia.
- No nie…-powiedział zmęczony chłopak. Wlecieli w dym, a gdy wyszli, Czkawka miał ubrudzoną koszulę oraz twarz.- No wielkie dzięki, stary. Przełączył ogon do kolejnej pozycji i zawrócili ku Berk.


          Stoik i Pyskacz szli do Gothi, aby wywróżyła pogodę na przyszły miesiąc. Ponieważ zbliżała się wiosna, niebezpieczeństwo pożaru wzrosło. Musieli wspiąć się na sama górę, gdyż żaden z nich nie miał smoka. Gdy tylko weszli na podest, sapali z wysiłku.
- Już nie te czasy…-westchnął Pyskacz i wyprostował się. Stoik zapukał do drzwi, które po kilku sekundach otworzyły się. Gothi, jak zwykle, miała przy sobie laskę. Kobieta wyszła na zewnątrz , kierując się do kopca żwiru. Jednak wcześniej wzięła kubek i kości kurczaka. Wsypała je do pojemnika,  zatrzęsła i wyrzuciła na skrzynie, która znajdowała się obok piasku.  Szamanka przyjrzała się uważnie, a po chwili pisała wiadomość dla wodza.
- Pyskacz, przetłumacz- nakazał Stoik. Kowal poczłapał do kobiet i mrużąc oczy, powiedział:
- Babka pisze, że będzie sucho, a deszcze pojawią się dopiero pod koniec miesiąca.- Wódz pokiwał głową.
- Nie dobrze. Będziemy musieli zbudować jakieś pojemniki z wodą, na wszelki wypadek. A znając Sączysmarka i bliźniaków, łatwe to nie będzie…
- No to co, zbieramy się. Muszę dokończyć  ozdabianie miecza-  już miał iść, gdy ztrzymała go laska szamanki, spoczywająca na jego ramieniu. Kowal podszedł jeszcze raz do piasku, gdzie Gothi coś pisała.
- Pyskacz, co ona tam pisze?
- Jest tu napisane, że…mamy strzec się czegoś- poczekał aż babka skończy ostatni wers zdania- Gothi pisze, że to coś jest już na Berk.
Stoik zmarszczył czoło. Założył ręce na klatkę piersiową i zapytał:
- Czy to Dagur?- Szamanka pokręciła przecząco głową- więc co  to jest?
Gothi zabazgrała coś na piasku.
- To jakiś gad, ja wiem, wygląda to na smoka- Pyskacz wzruszył ramionami.

- No nic, będziemy w gotowości. Pyskacz zwołaj ludzi to twierdzy, będę musiał wprowadzić kilka zmian…- Wódz ryszył do wyjścia wraz z Pyskaczem, który był zaintrygowany przepowiednią Gothi. Gdyby był to wróg, nie przestraszył by się, jednak zagrożeniem był smok. Krzykozgon zostawił archipelag w spokoju dawno temu, więc musiał być to zupełnie inny gad. Pomyślał kowal. Nim się obejrzał stał na ziemi. Pożegnał z przyjacielem i ruszył  zawiadomić osadę.




------------------------------------------

Taa, wiem, długo nie pisałam. Taki mały dołek miałam. Ok, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie :). A i mam małą prośbę: czytasz= komentujesz= dajesz radochę i motywujesz :)

To tyle z mojej storny :)