Atak
Smok krył się w jaskini od wielu dni. Jego rana na skrzydle wciąż krwawiła, sprawiając ból. Gad nie jadł od wielu dni i był wycieńczony ciągłymi wrzaskami ludzi z pobliskiej wioski. Spinał wszystkie mięśnie aby na moment wyjść z ukrycia i przyjrzeć się swoim dalekim krewniakom. Nie widział innego smoka od kilku lat, więc tym bardziej ich widok go cieszył. Czerwony jaszczur, zmieniając ubarwienie, wtopił się wraz z krzakami i przyglądał nocnej furii oraz chłopcu, który na nim siedział. Oboje byli zabiegani i starali się uporządkować hałas i zabieganie Wikingów. Cała wioska już słyszała o dziwnej przepowiedni Gothi i zaczęła się denerwować. Nie mieli żadnego wroga od kilku miesięcy, ale broni i dobrze wyszkolonych ludzi nie zabrakło. Słysząc trzaśnięcie gałązek, smok szybkim ruchem pobiegł do jaskini, ale ktoś go dogonił.
- A co ja mówiłem na temat wychodzenia, kolego?- zapytał jego jeździec, wchodząc do groty. Położył kilkanaście ryb na ziemie i przyjrzał się ranie przyjaciela. Przetarł jego skrzydło, zbierając krew na opuszki palców. Smok prychnął niezadowolony, że dał się przyłapać, ale od razu zaczął zajadać się śniadaniem.- Nadal się nie goi…Jeżeli tak będzie dalej, pójdę po pomoc- na te słowa smok ożywił się i wyszczerzył ostre zęby. Chłopak założył ręce na klatkę piersiową.- Masz jakieś inne wyjście? Wiem, że nie chcesz mieć nic wspólnego z ludźmi, ale robię to dla twojego dobra.
Ciemnowłosy chłopak podrapał przyjaciela po głowie, a następnie przysiadł obok ogniska. Chciał odlecieć z wyspy jak najszybciej, ale nie mógł, co strasznie go irytowało. Bał się, że ktoś mógł go zobaczyć. Westchnął ciężko, myśląc, co ma robić dalej. Wie, że smok nienawidzi ludzi i często dziwił się, że jemu udało się do siebie przekonać, choć był człowiekiem. Wyjrzał z groty, a gdy upewnił się, że jest bezpiecznie, wrócił.
Czkawka padał ze zmęczenia, jak i Szczerbatek. Oboje zrobili kilkanaście kursów nad ocean, aby łowić ryby. Stoik nakazał wszystkim mieszkańcom przygotować się na niebezpieczeństwo, a że wierzy w przepowiednie Gothi, bardzo się tym przejął. Nie mógł pozostawić ojca bez pomocy, w końcu jest synem wodza, ale to nie zwalnia go z obowiązków. Wręcz przeciwnie, Stoik powierza mu najwięcej zadań. Chłopak przekręcił się na bok. Jego mięśnie niemiłosiernie paliły. Miał ochotę wskoczyć do zimnej wody i zostać tam kilka godzin w ciszy i spokoju, sam. Nawet nie przebrał się, tylko wtulony w poduszki zasnął.
Następnego dnia wszyscy Wikingowie byli o wiele spokojniejsi. Jak co dzień pracowali i próbowali jakoś odepchnąć myśl o wojnie. A kobiety, jak to kobiety, plotkowały i tworzyły historie, które były niedorzeczne i za bardzo surrealistyczne.
Pogoda była ciepła jak na środek lutego, co było rzadkością jak na Berk, ale nikt nie narzekał. Czkawka wstał późnym popołudniem i jedyne, na co miał ochotę, to porządnie zjeść. Gdy tylko zszedł na dół wziął kurczaka i kilka warzyw. Szczerbatkowi zaś przyniósł ulubione jesiotry i tuńczyki. Po kilku minutach skończyli jeść, a gdy Czkawka odkładał kosz, ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedł.
- Cześć..-mruknęła Astrid, która była jeszcze w gorszej kondycji niż szatyn. Podeszła do Czkawki i pocałowała go w policzek, a po chwili usiadła na miejscu chłopaka. Nocna furia nie czekała długo i również przywitała się z blondynką.
- Oho, widzę, że nie tylko ja jestem nie wyspany- Czkawka przetarł blat ręcznikiem, a potem rzucił go do koszyka na materiały. W domu było dość ciemno, więc jeździec otworzył okna.
- Daj spokój, nie czuję nóg…- dziewczyna oparła czoło o swoją rękę. Czkawka usiadł obok niej i oparł się na krześle.- A to jeszcze nie koniec… Słuchaj, o co chodzi z tą przepowiednią?
- Gothi przepowiedziała jakieś niebezpieczeństwo. Niby, że zaatakuje nas smok, najgroźniejszy jakiego nigdy nie widzieliśmy, ale czy to prawda, to nie wiem- odparł. Blondynka spojrzała na niego.- No co?
- Może warto byłoby przeczesać Berk, wiesz, tak dla pewności.- Czkawka pokręcił głową.
- Nie, to zły pomysł. Tata zakazał latania dalej niż poza wioskę. Wiesz jaki on jest, wszystko musi być idealne.- Astrid wyciągnęła nogi pod stół, a ręce skrzyżowała na klatce piersiowej. Mina i jej poza zdradzały, że będzie z tym polenizować, na co Czkawka nie miał ochoty.
- Przecież jesteśmy od tego, by bronić Berk, prawda?
- Oczywiście, ale zrozum, że to rozkaz mojego ojca. Gdybym ja był wodzem zrobiłbym inaczej-powiedział bez przekonania. Wpatrywał się w Szczerbatka i na jego siodło. Zupełnie zapomniał, żeby mu je zdjąć. Podszedł do przyjaciela i szybkim ruchem ściągnął siedzisko.
- Kiedyś nim będziesz- odparła cicho dziewczyna. Nie chciała nic więcej mówić, bo kiedyś rozmawiając z chłopakiem na ten temat, bardzo się zdenerwował. Mówił, że nie spieszno mu do przejęcia obowiązków wodza, a miał już prawie osiemnaście lat. Jednak i tak martwiła go myśl o tym, że jego ojciec pewnego dnia zacznie rozmowę na ten temat. Ale póki co, bawił się w bycie szefem Smoczej Akademii. Chciał mieć jak najwięcej czasu, ponieważ w głowie kłębiło mu się wiele pomysłów na przeróżne wynalazki, ulepszenia.
- Poczekam- uśmiechnął się do swojej dziewczyny i usiadł z powrotem na swoje miejsce. Astrid również uśmiechnęła się, choć przy jej wyglądzie żywego trupa niezbyt dobrze to wyglądało.- Masz jakiś pomysł na dziś?
- W sumie, kiedyś wspominałeś o jakiś kostiumie, który chcesz skonstruować. Masz może jakieś plany?
- Pewnie, zaraz je przyniosę- chłopak poszedł po notes i po kilkunastu sekundach był już na dole. Pokazał dziewczynie szkic kostiumu, który chciał zbudować. Astrid przypatrzyła się dziwnemu rysunkowi, który przedstawiał szybującego Czkawkę w tym właśnie stroju.
- Pomysł bardzo…oryginalny- zaczęła niepewnie- ale czy to wypali? No bo wiesz…latający człowiek?- Czkawka zaśmiał się szczerze z miny swojej dziewczyny.
- Jeżeli nie spróbuję, nie dowiem się.
Nagle Szczerbatek podniósł się i nastawił uszy. Spojrzał w kierunku drzwi a następnie warknął.
- Hej, mordko, co się dzieje?- spytał przestraszony szatyn. Podszedł do smoka i położył rękę na głowie. Po chwili w dom strzeliła ogromna kula ognia, zapalając wszystko. A że dom był z drewna, płomienie szybko zajęły pomieszczenie. Astrid szybko wstała i ruszyła do drzwi, ale sypiące się kawałki drewna to nie umożliwiły.
- Na górę!- Krzyknął Czkawka i złapał Astrid za rękę. Smoka mocnym ruchem łapy otworzył drzwi. Popędził głową jeźdźców do okna. Szatyn pomógł wydostać się najpierw Astrid, a następnie sam wyszedł. Szczerbatek był zwinniejszy, więc jednym ruchem wyskoczył.
- W porządku?- Zapytała blondynka, strzepując popiół z ubrania. Czkawka oglądał jak dom wodza znika w objęciach płomieni.
- Tak- odparł krótko. Dopiero po chwili zauważyli, że Wikingowie biegają z bronią w rękach. Wzrokiem szukał ojca, ale nie mógł go znaleźć. Polecieć też nie mógł, bo Szczerbatek jest bez siodła i protezy.- Musimy znaleźć tatę.
Astrid kiwnęła głową i w trójkę ruszyli po Wichurę.
No wreszcie! Bałam się, że już nigdy nie dodasz :3
OdpowiedzUsuńCóż to za tajemniczy jeźdźciec? :D Czyżby jakis nowy przystojniacha? :P
OO a co tu się dzieje?! Tak w biały dzień atakować wioskę?
No proszę i jeszcze zamach na życie naszego ukochanego związku :C
Ej no wszystko się zjarało? tyle wspomnień no nie xC
Rozdział bardzo mi się podoba i w ogóle jest perfekcyjny ^^
Kocham i czekam na next ♥
PS.: Dodawaj częściej ^^ ja chce czytać :*
Chociaż Ty chcesz xD No tak, z tym jeźdźcem to przypadek, po prostu taka wena. Czy przystojniak to sama ocenisz :D
OdpowiedzUsuńDobry Nate nie jest zły x-p.
OdpowiedzUsuńNo i widzisz,tak to jest najpierw czytać LFE,a lotem to.Teraz bedem spoilerować XD
☆☆☆
~Jas