Ciężki wieczór
Na wschodzie wioski płomienie obejmowały coraz więcej domów. Wikingowie próbowali gasić swój dobytek i ratować domy. Na wyspie panował chaos; wszędzie biegający Wikingowie byli zdenerwowani i przestraszeni zarazem. Trawa stała się brązowa i jałowa od pożaru. Wydawać się mogło, że tylko smoki wiedziały co robić. Wszyscy smoczy jeźdźcy zajęli się gaszeniem oraz Lauren, miejscowa uczennica Gothi.
W oddali słychać było krzyki i lament wywołany utraconym dobytkiem. Wikingowie byli
przyzwyczajeni do tracenia swych ciepłych domów, ale to było trzy lata temu,
kiedy smoki bez ustanku atakowały wioskę. Teraz było inaczej.
- Szybko, gasić pożar!- Krzyczał Stoik do ludu- Nie może
dojść do lasów!- Pożar rozprzestrzeniał się szybciej niż kiedykolwiek, a było
to winą suchego wiatru. Do wodza podszedł Pyskacz, którego przywołał chwilę
temu.
- Pyskacz, wyślij kogoś na zwiady. Jeżeli to wróg, mamy
poważne kłopoty- Stoik nie patrząc na przyjaciela, rozejrzał się wokół. Był
bardziej zdenerwowany niż inni. Jako wódz musiał zapewnić bezpieczeństwo
każdemu, a widząc kompletne zgubienie Berk, tracił pewność.
- Jasne, już się robi.- Pyskacz pobiegł tak szybko jak tylko
mógł. Drewniana proteza nogi nie ułatwia cale życia.
- Tato!- Stoik usłyszał głos dobiegający zza jego pleców.
Gdy się obejrzał ujrzał Wichurę, a niej Astrid i Czkawkę, który nie czekając aż
smok wyląduje, zeskoczył.- Co się dzieje?
- To, co widzisz- powiedział ostro, ale natychmiast opanował
się.- Zajmijcie się gaszeniem domów i dopilnujcie, żeby lasy nie zajęły się
ogniem.- Czkawka skinął głową i wskoczył na Wichurę. Chłopak miał złe
przeczucia. Ilekroć widział ojca w takim
stanie, wolał się nie narażać. Jednak martwił się o niego. Codziennie Stoik
przychodził zmęczony i obolały, ale nie narzekał. Każdego dnia wstawał jak inni
i pomagał swojemu ludowi. Dlatego Czkawka widział w ojcu autorytet godny
naśladowania. Chciał być taki jak on, ale sądząc po jego charakterze, nie mógł.
Czkawka musiał zostawić Szczerbatka pod opieką Gothi,
ponieważ nie mógł latać, a proteza i siodło zostały w domu, który już dawno
spalił się. Nie chciał zostawić najlepszego przyjaciela, ale nie miał wyboru.
Smok nie chciał go puścić, za bardzo się bał o chłopaka, a w ostatnim czasie
Nocna Furia zrobiła się bardziej nadopiekuńcza.
Wichura chwyciła balię
i wylała zawartość na pobliskie budynki.
- Nie damy rady ugasić tego ognia!- Krzyknęła Astrid do
Czkawki. Chłopak popatrzył na nią a potem w dół. Rzeczywiście, pożar wydawał
się dziwny i trudny do ugaszenia, a Wikingowie zawsze radzili sobie z
ugaszaniem. Przecież mieli trzystuletnie doświadczenie.
- Trzeba więcej wody- ciągnęła blondynka. Szatyn skinął
głową. Jeźdźczyni nakazała smokowi aby chwyciła balię i poleciała nad ocean.
Jeździec okrył się czarnym płaszczem i z troską spojrzał na
smoka, który cały czas spał. Stracił za dużo krwi i nie miał siły się podnieść.
Chłopak wiedział co robić, lecz w
ciężkiej sytuacji Berk nie mógł nikogo
poprosić o pomoc. Pogłaskał przyjaciela po głowie i ruszył ku wyjściu. Musiał
coś zrobić, zanim wyspa doszczętnie się spali. Gdy tylko wyszedł z groty ujrzał
w oddali jarzące się domy, studnie oraz kawałek lasu Odyna. Wiedząc na co się
naraża, ruszył do przodu. Założył chustę i pobiegł do wioski. Miał nadzieję, że
poprzez chaos panujący wokół, nikt go nie rozpozna. Chwycił wiadro i rzucił
wodą na pobliski ogródek, lecz ogień nie ustąpił. Jakby był żywy. Jeździec stał
i przyglądał się płomieniom. Już raz coś takiego widział. I to nie raz. Chłopak
upuścił wiadro i z przerażeniem pobiegł do pierwszego lepszego smoka. Był to
Koszmar Ponocnik. Wsiadł na niego, prędzej chwytając balię, i ruszył w stronę
plaży Thora. Po kilku sekundach lotu, nabrał piasku i rzucił się do gaszenia pożaru. Uśmiechał się
triumfalnie, widząc jak żwir poskramia ogień.
- Ludzie! Gasić piaskiem, nie wodą!- Krzyczał najgłośniej jak
tylko mógł. Wikingowie spojrzeli po sobie.- No jazda! Woda nie pomoże!- Warknął
na dwóch mieszkańców, którzy posłuchali i czym prędzej pobiegli na plażę.
Reszta Wikingów nadal ugaszała wodą, ale gdy zobaczyli
cudowny piasek, zaprzestali i robili to co reszta.
Po godzinie wioska była bezpieczna. Co prawda wszystko
wyglądało jak pogorzelisko, ale na szczęście nikt nie ucierpiał. Tajemniczy
jeździec wybył, tak szybko jak przyszedł z pomocą. Podziękował Koszmarowi za
lot i pobiegł do groty.
Noc była zimna, jakby
i ona chciała pomóc dogaszać pogorzelisko swą ujemną temperaturą.
Wikingowie, których domy były całe, zorganizowali noclegi i ciepły posiłek.
Stoik sprawdzał czy nikt już nie potrzebuje pomocy.
- Matko, padam z nóg!- Jęczał Sączysmark- Ja i Hakokieł cały
wieczór lataliśmy po wodę!- Grupka nastolatków zebrała się w twierdzy, gdzie
przesiadywali aby odpocząć.
- Biedactwo- rzucił z sarkazmem Mieczyk- jak by nie
spojrzeć, każdy miał robotę, człowieku. Nie tylko ty uganiałeś się za ogniem.-
Spojrzał na Szpadkę, która zasypiała oparta o słup. Po chwili dołączył również
Czkawka z nadszarpniętym rękawem. Obok niego dreptał Szczerbatek, po którego
przyszedł zaraz po pożarze. Usiadł na wolnym krześle i słuchał niezadowolenia
przyjaciół. Spojrzał na zmęczone twarze przyjaciół.
- Ej, a gdzie Astrid?- Zapytał z chrypką.
- U Gothi, pomaga jej i Lauren parzyć zioła wzmacniające-
odparł Śledzik, który cały czas leżał koło Sztukamięs.
- Aha…-mruknął Czkawka. Chciał pójść odpocząć, wyspać się, i
najlepiej polatać ze Szczerbatkiem. Położył głowę na stole i nawet nie
zorientował się, że zasypia.
- Hej, jak się czujesz?- Zapytał jeździec swojego smoka. Ten
w odpowiedzi mruknął i leniwie otworzył oczy. Czaił się w nich strach, a jego
przyjaciel wiedział, że to strach przed śmiercią.- Nie bój się, nie pozwolę,
aby kolejna osoba przeze mnie zginęła.- Położył rękę na pysku stworzenia i głaskał
czule.
Astrid właśnie wracała z porcją ziół do Twierdzy, kiedy
Wichura upuściła talerz, który potoczył się kilkanaście metrów dalej. Zmęczona
wojowniczka odłożyła zioła na ziemię i
ruszyła tropem naczynia.
- Wichurka, leć do twierdzy- powiedziała do przyjaciółki.
Smoczyca skrzyknęła niczym wrona i ruszyła. Astrid nauczyła tego Wichurę niedawno, kiedy
w Smoczej Akademii odbywały się treningi. Było ciężko nauczyć tego Wichurę, ale
o długich i ciężkich dniach, udało się. Jak widać nauka nie poszła w las.
Gdy blondwłosa dosięgnęła naczynia, zauważyła na grocie
plamę. Gdy podeszła bliżej, spostrzegła, że to plama krwi, która ciągnęła się
do środka. Zaciekawiona weszła do środka. Zauważyła malutki płomień, palący się
kilkanaście metrów przed nią. Spojrzała na zimne i ciemnoszare ściany jaskini i
od razu przeszły ją ciarki. Nagle zatrzymała się, widząc smoka, który spał.
Oniemiała z wrażenia. Gad zrobił na niej wrażenie: piękne złoto- zielone łuski,
potężne cztery łapy i długi ogon najeżony kolcami jak u Śmiertnika. Chciała się
wycofać, ale było za późno. Ktoś uderzył ją w głowę i upadła nie przytomna.
Jedyne, co zobaczyła, to zaciekawione oczy, które wbiły spojrzenie w nią.
------------------------------
Jest tu kto? Mało Was ;(. Jeżeli podoba Wam się ten blog, proszę chociaż o jedno słówko w komentarzu. Zastanawiam się nad zakończeniem działalności. No niestety, kiepskie rozdziały= mało czytelników. :/
Niedawno znalazłam twojego bloga i jest świetny! Ani się waż go kończyć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słówka. To dużo dla mnie znaczy :D
OdpowiedzUsuńOoooo!!!!!! Nowy nowy nowy!!!
OdpowiedzUsuńKochana cudowfffffny :*** ♥♥♥
Przepraszam, że dopiero teraz pisze ale wiesz jak jest.
Rozdział bardzo fajny :)
A cóż to za smok!? What the... :D
Wyczuwam kłopoty ^^
Kochana piszesz świetnie i nie wasz mi sie tu kończyć bloga bo ci wyrwę flaki xD
Rozdział cudowny :* ubóstwiam ♥
*waż
UsuńMatko z tego podekscytowania aż błąd naskrobałam xD
Dziękuję bardzo! Komentarze to najwieksza motywacja! :*
UsuńOwowpw! Przeczytałam!
OdpowiedzUsuńWybacz, że zajęło mi to tak dlugo
Piszesz cudownie. Uwielbiam tę historię. Już się nie mogę doczekać nexta. Dawaj go tu szybk!! Pozdrawiam!:***
UsuńDziękuję bardzo ! :D
Usuń